Pewnie jestem przedstawicielką dość licznej grupy, która ogląda kolejne filmy W.Allena, żeby w końcu zrozumieć, czy może coś nam umyka w jego sztuce? Skąd ten zachwyt? Do tych właśnie osób powiem tak: to nie jest ten film! Nie tym razem, więc możecie od razu go sobie odpuścić nie marnując czasu. No 8,0?? Bicz pliiz... :)
Tu nie artysta ma być przedmiotem analizy i uznania, ale świetny, znakomicie poprowadzony film o czlowieku zagubionym w rzeczywistości.
ja sie zgadzam z langsoir, mysle ze to co jest najlepsze w tym filmie to technologia jak na tamte czasy super montaz/wklejanie do starych filmow itd. Myslalem ze cos mnie zaskoczy, a usmialem sie ze 3 razy. Lepsza juz Klatwa Skorpiona
Potwierdzam - film w zasadzie wyłącznie dla fanów Allena. Natomiast na pytanie skąd takie uwielbienie tego twórcy, to odpowiedź jest prosta - 20 - 30 % naprawdę go lubi, a pozostałe 70 - 80 % to konformiści i/lub snoby, którzy usłyszeli, że to wielki twórca, robiący inteligentne filmy, więc to powtarzają, żeby przypadkiem ktoś nie pomyślał, że się nie znają lub nie są zbyt inteligentni.
Co do samego obrazu - duży plus za sam pomysł, oryginalność i użytą formę. Duży minus za to, że w produkcji tej brakuje rozwinięcia głównego pomysłu, jakiejkolwiek fabuły, która powodowałaby zaciekawienie do końca filmu - po 30 min. film staje się strasznie monotonny, a przez to również potwornie nudny. Jeśli brakowało pomysłu na pełnometrażowy film fabularny, trzeba było zrobić film krótkometrażowy, a wtedy ocena z pewnością byłaby wyższa. W tak długiej formie produkcja ta po prostu zupełnie traci sens, co niweczy oryginalność całego projektu. Poza tym, jak zwykle u Allena śmiesznych scen jest zaledwie kilka, irytuje również (jak zwykle) bardzo płytka i powierzchowna wizja społeczeństwa oraz ludzkich zachowań.
Film do obejrzenia wyłącznie jako ciekawostkę, bo po 30 min. oczy same się zamykają - 4/10
Allen w jednym z wywiadów sam przyznał (nie wiem czy świadomie, czy nie), że jego historie są robione w pewnym schemacie, gdzie najważniejszy jest zaskakujący początek, potem dalsza część musi być dość lekka i niezbyt skomplikowana dla widza amerykańskiego, a na koniec musi być jakiś uniwersalny morał. Wszystko byłoby ok, gdyby ta teza odnosiła się do kina familijnego, a nie do produkcji, które są "mainstreamowe" i udające ambitne. Nie wiem jak Ty, ale mi kino, które udaje ambitne, a jest płytkie i infantylne nie pasuje, nie pasuje mi także, że twórca filmu który oglądam uważa, że wszyscy na świecie mają równie niskie IQ, co w U.S.A.
Ale co tu - w "Zeligu" - jest "infantylne"? Przecież to opowieść z kluczem, gdzieś czytałem - trafne, moim zdaniem - stwierdzenie, że Zelig to metafora żydostwa, które rozpaczliwie szukało akceptacji i przynależności. Zelig jako Żyd- Wieczny Tułacz. To ta płycizna?
Owszem - schemat, bo puzzle do gry dawno już skonstruowane. A u Szekspira nie widzisz "schematu": miłość, zdrada, śmierć? Cała sztuka, żeby tymi puzzlami umiejętnie żonglować. "Zelig" to świetnie opowiedziana fabuła o tęsknocie, strachu, braku akceptacji i szansie na nowe otwarcie, jeśli porzucimy maski, jeśli odważymy się na bycie niedoskonałym sobą.
Akurat w "Zeligu" nie - odnosiłem się ogólnie do twórczości Alena. "Zelig" sam w sobie jest oryginalny i z pewnością nie jest infantylny, ale pomysłu na film starczyło tylko na 30 - 40 min., dlatego oceniłem go dość negatywnie.
Nie chodzi tyle o potrzebne lub niepotrzebne wątki, a bardziej o to, że ten scenariusz bardziej pasowałby na produkcję krótkometrażową. Twórcy w zasadzie przez większą część obrazu prezentują ten sam motyw, przedstawiony w innej scenerii. Nie widzę żadnego sensu, aby kilkanaście razy pokazywać metamorfozy Zeliga - raz, że po 4 staje się to nudne i monotematyczne, a dwa, że do tego czasu każdy chyba zrozumiał o co chodzi. To tak jakbyś poszedł na występ jakiegoś kabaretu, który trwa 2h i co 5 min słyszałbyś ten sam dowcip...
Muszę sie zgodzić. Doceniam sam pomysł na film, ale rzeczywiście bardziej nadawałby się na coś krótszego, napewno bardziej bym go wtedy doceniła. Lubię Allena, ale szkoda, że niektórzy uważają każdy jego film jako klasę samą w sobie, tylko dlatego że on go stworzył.
Najwyższy czas wziąć się za wcześniejsze produkcje Allena - "Śpiocha", "Bananowego czubka", "Bierz forsę i w nogi" czy "Miłość i śmierć", jeśli uważasz, że w filmach Allena jest zaledwie kilka śmiesznych scen na film. W pewnym momencie Allen miał dosyć tego, że wszyscy kojarzą go z niepoważnych filmów i zaczął tworzyć dramaty albo komedio-dramaty, które w większości są trudne, ale dalekie od infantylności i świetnie wyreżyserowane. Co do tego, że twoim zdaniem większość ludzi ocenia jego filmy bo są zaślepieni hajpem (to odwieczne przekonanie, że to mniejszość jest zawsze mądrzejsza...) to zobacz sobie na ocenę filmu "Poznasz przystojnego bruneta", który wyraźnie odstaje od innych nowszych produkcji Allen i zobaczysz, że nikt tu nie jest zaślepiony ;) Zresztą moim zdaniem trudno wątpić w geniusz Allena po seansach "O północy w Paryżu" czy wątku Leopoldo w "Zakochanych w Rzymie"
PWMarshal - skoro nie jesteś ani w 20% fanów Allena ani nawet 80% pseudofanów snobów to czemu w ogóle próbujesz oglądać i rozumieć jego filmy? Obejrzyj sobie jakiś szybki film akcji a nie porywaj się na inteligentne kino. pozdrawiam - prawdziwa i snobistyczna zarazem fanka Allena.
"20 - 30 % naprawdę go lubi, a pozostałe 70 - 80 % to konformiści i/lub snoby" - pierd.olisz głupoty. Po 7 latach nadal jesteś debilem?
Dla zachęty dla innych czytających. Póki co Zelig okazał się być najlepszym filmem Allena, który obejrzałem, więc może jednak nie warto go z góry skreślać. :-) Tak jak autor wątku raczej cały czas odkrywam tego reżysera i próbuję jakoś się nim zachwycić, jednak cały czas jest mi do tego niezmiernie daleko.
Na poczatku kojarzyłem Allena z tymi coraz gorszymi romansami ktore ostatnio kręci. Kiedy juz zabrałem sie za jego filmy to z kazdym mialem ochote na kolejny. Takiego humoru nie ma nikt i wie jak żartować z ludzkich zaburzeń ktore zawsze odgrywa lub jak żartować grając kogos zupełnie oderwanego od rzeczywistości. Do tego te retrospekcje psychologow co do jego dziecinstwa.. Pokochałem to. Nie zapominając o żydowskich nawiązaniach w kazdym filmie. Ja go uwielbiam i nie jest to konformizm.
Film niesamowity. Podsumuję słowami, które wpisałem w swojej opinii filmu:
"Pod względem formy i montażu mistrzostwo świata, do tego masa ukrytego humoru i wielka satyra popkultury i celebryctwa."
Ale oczywiście jest to, a w przypadku tego reżysera w szczególności, kwestia gustu.
langsoir - Allen nie jest dla każdego, więc zamiast się zastanawiać jak to jest go uwielbiać, nie bądź jak tytułowy Zelig, tylko oglądaj to co się Tobie podoba:)
To jest jedyny film z Woody Allenem, który obejrzałem, a i tak tylko jakieś 2/3, bo tyle moja i tak anielska cierpliwość dała radę wytrzymać.
Życie ma się tylko jedno, szkoda tracić czasu na oglądanie filmu tylko dlatego, że miliony wznosi akty strzeliste wobec jakiegoś przereklamowanego dziadygi.